Technikom udało się odzyskać dane ze spalonego twardego dysku odnalezionego po katastrofie promu Columbia – donosi Rzeczpospolita.
Pozostały z niego i trafiły do nas złączone dwa kawałki metalu – powiedział Jon Edwards, inżynier w firmie Kroll Ontrack. To ten specjalista od rzeczy niemożliwych podjął się odzyskania danych z komputera promu kosmicznego, który rozpadł się i spłonął, wchodząc w atmosferę ziemską podczas powrotu z orbity w 2003 r. Zginęła wtedy cała załoga.
Proces odzyskiwania danych z dysku opisał w magazynie naukowym „Physical Review E”. Inżynier miał powody do pesymizmu: nie tylko nadpalone były elementy metalowe i plastikowe, ale też stopiły się osłony chroniące dysk przed kurzem. Pył zaś mógł zetrzeć delikatną warstwę magnetyczną, która służy do przechowywania informacji.
Serce dysku – wirujące płytki – nie zostało jednak zniekształcone. Co prawda było porysowane i miało wyżłobienia, ale nie w tych miejscach, gdzie były przechowywane dane.
340-megabajtowy dysk był zapełniony w połowie. Na szczęście komputer Columbii miał archaiczny system operacyjny DOS, który nie rozrzuca danych po całym dysku, tak jak czynią to obecnie używane systemy operacyjne.
Po wyczyszczeniu płytek dysku za pomocą specjalnego roztworu chemicznego Edwards zainstalował je w zupełnie nowym dysku. Cały proces od początku do szczęśliwego zakończenia trwał zaledwie dwa dni. Udało się odzyskać 99 proc. danych zapisanych na dysku.
Więcej informacji: http://www.rp.pl/artykul/133443.html